oddech – czas
Zaklinam ziarna pisaku
W szklane paciorki z powidokami
Bez nadziej na odzyskanie czasu
Z wiarą w wyrysowanie linii od nowa.
Linii bezwstydnie doskonałej
Opartej na załamaniu Twoich obojczyków
Na zmarszczkach uciekających
Z kącików oczu.
Linii zachłannie odtwarzającej
Usta od pocałunków
Pełniejsze smakiem,
Dotykiem.
I wzory oddechów
Miotających się między
Ciszą i sztormem
Pragnień i niepewności.
Na raz – otwieram oczy
Wiem, że odzyskam wzrok
Na dwa – biorę oddech
Wiem, że to nasz czas.
Z tych paciorków
Amulety wrośnięte
W skórę aż do kości
Na zimne dni.
Na resztę dni.
Na świt po długiej nocy.